Jak wiadomo, w życiu najważniejszy jest balans, więc po 10. dniach ascezy i medytacji przenieśliśmy się na Koh Lipe – małą wysepką przy granicy z Malezją, gdzie woda mieni się niebiańskim turkusem a czas płynie leniwie. Jak to zwykle bywa w trakcie naszej podróży, na miejsce zawiódł nas przypadek. Ktoś, gdzieś, powiedział, że Lipe to takie Phi Phi tylko 20 lat temu. W dodatku zachwalał tutejszy snorkeling. Nie było potrzeby dłużej nas przekonywać. Już dwa dni po wyjściu z Suan Mokkh postawiliśmy nasze nogi na białej mączce plaży Pattaya.
Koh Lipe jest niedużą, rajską, praktycznie płaską wyspą którą można w całości przejść dookoła w ciągu 2-3 godzin. Na wyspie nie ma żadnych samochodów a jedyny środek transportu to skuter lub rower. Życie toczy się na trzech głównych plażach – Pattaya, Sunrise i Sunset oraz na Walking Street, która jest głównym deptakiem wyspy. Poza tymi miejscami gdzieniegdzie można się natknąć na pojedyncze resorty lub lokale, które wyglądały, jakby jedynym założeniem ich biznesplanu było to, aby powstały.
Jak się tu dostać
Na Koh Lipe dostać jest się jest dość łatwo. Mogliśmy tam nawet popłynąć z Koh Lanty. Można się tutaj też dostać bezpośrednio z Malezyjskiej wyspy Langkawi. Najpopularniejszą opcją jest dostanie się do małej mieściny Pak Bara i transport łodzią motorową na Lipe. Koszt takiej usługi waha się w okolicach 450 Bahtów za osobę [dane na rok 2014] a transport zajmuje 1,5 godziny w ścisku, między spoconymi Chińczykami. Po drodze zazwyczaj jest postój na małej, rajskiej wysepce, Koh Kai, która w słoneczny dzień wywołuje niekontrolowany opad szczęki. Myślę, że w dotychczasowej podróży to miejsce było najbliższej naszego wyobrażenia o raju na ziemi. Szkoda, że wysepka jest niezamieszkała, choć z drugiej strony, zapewne dlatego jest tak urokliwa.

Kiedy przyjechać i gdzie spać
Tak jak w przypadku całej południowej Tajlandii, sezon trwa od listopada do początku maja. Uważajcie mimo wszystko na listopad, bo lubi często popadać. Ale chytrzy Azjaci i tak będą twierdzić, że sezon. Od grudnia wyspa staje się już bardzo popularnym celem, szczególnie wśród Malezyjczyków i Chińczyków, którzy mają w tym czasie wiele świąt narodowych. W odróżnieniu od innych Tajskich wysp, gdzie przeważają białasy, tutaj zdecydowana większość turystów to Azjaci. Przyjeżdżając na Lipe nie warto rezerwować noclegów przez internet. Mimo, że w większości przypadków na booking.com lub agoda.com można znaleźć dobre oferty, to na Lipe, jest zwyczajnie lipa. Najtańszy nocleg jaki udało nam się znaleźć przez internet kosztował 1500 Bahtów za noc. Po dotarciu na wyspę bez problemu znaleźliśmy proste bungalowy za 700 Bahtów. Jako budżetowe miejsce do spania polecamy Varin Village, gdzie przedział cenowy to 700-1200 Bahtów, w zależności od bliskości morza. Ów resort znajduje się na Sunrise beach, ale nie dajcie się zbić z tropu, gdyż nie jest w żaden sposób oznakowane od strony ulicy. Jeśli trafisz na kilkadziesiąt zielonych i pomarańczowych bungalowów, to wiedz, że jesteś na miejscu. Właściciel, zdaje się mieć marketing w dupie, toteż na próżno szukać tego miejsca w internecie.

Co jest do roboty
Do roboty jest, prawdę mówiąc, niewiele. Do wyboru mamy snorkeling, prażenie się w słońcu, spacery po wyspie i Walking Street albo zwyczajne byczenie się w hamaku. Ten właśnie ograniczony zasób aktywności czyni z wyspy idealne miejsce do wypoczynku a wręcz do niego zmusza. Tutaj bez krępacji wcieliliśmy się w rolę „typowych turystów” i korzystaliśmy z uroków słońca, wody i jedzenia. Budda nie byłby z nas dumny. Lipe, w pewien sposób nas urzekła jako sielska wyspa, która mimo swojej popularności, nadal ma „to coś”, ten wyluzowany klimat. Każdy wyglądał, jakby miał wszystko w dupie i zapewne tak też było. Wszelkiej maści skośnoocy wydawali się tylko jacyś zbici z tropu, ale nie mamy pojęcia dlaczego. Poruszali się w grupach liczących od kilku do kilkunastu osobników, nierzadko ubrani w jednakowe koszulki z obciachowym napisem „I love Lipe”. Serio, kto to nosi? Błysk w ich oczach zdawało się zauważać jedynie wtedy, kiedy natykali się na stoisko z owocami morza i mogli opędzlować homara czy inną krewetkę. My natomiast woleliśmy plaże z białym piaskiem oraz nieziemski turkus morza. To co szalenie nam się podobało to brak nachalnych sprzedawców i uczucia, że jesteś chodzącym bankomatem. Na wyspie, rzecz jasna, jest dość drogo, ale uwzględniając koszta transportu, tak po prostu musi być. Zawsze można się zresztą targować. Podczas pobytu na Lipe szczególnie polecamy:
- Podziwianie wschodu słońca o 6 rano
- Wypożyczenie maski i snorkeling bezpośrednio z którejkolwiek z plaż
- Cowieczorny seans filmowy w barze Pooh’s

Po 8 dniach spędzonych na Koh Lipe stwierdziliśmy, że wystarczy i czas ruszać dalej. Nie ma co kryć, że nie jest to najlepsze miejsce dla poszukiwaczy przygód, ale dla miłośników rajskich plaż, leżakowania i nicnierobienia zdaje się być doskonałe a zapewne i niejeden globtroter, po trudach swojej podróży doceni to miejsce.
Bardzo przyjemnie czyta sie Twojego bloga 🙂 mam od 2 miesięcy bzika na punkcie Tajlandii z okazji zbliżającego się wyjazdu i chłonę dosłownie wszystko co znajdę w internecie ale tutaj są bardzo konkretne informacje 🙂 mam pytanie – czy uważasz, że nie rezerwowanie niczego w połowie marca na Koh Lipe i znalezienie noclegu na miejscu – budżetowego do 1000 bht przy/niedaleko plaży – jest ryzykowne?Tak jak pisałeś, na bookingu i innych tego typu stronach są same drogie noclegi i zastanawiam się czy oprócz tych miejsc, w rzeczywistości jest jeszcze jakiś wybór 🙂
Hej Maja, dzięki za miłe słowa 🙂 Według mnie szukanie czegoś na miejscu nie jest w ogóle ryzykowne. Jest sporo kurortów które po prostu nie ogłaszają się w internecie, więc wśród takich najlepiej szukać. Na miejscu jest sporo backpackersów którzy w razie czego na pewno chętnie Ci pomogą 🙂 Poza tym w połowie marca sezon chyli się ku końcowi, więc myślę, że nie będzie żadnych problemów!
Jak można zarezerwować nocleg w Varin? Próbuje znalezc jakis namiar ale nic nie ma..Masz może maila do nich lub jakiś kontakt?:)
Hej Agata,
Niestety, z tego co pamiętam nie ma ich w internecie, więc trzeba rezerwować na miejscu. Myślę, że nie będzie problemu z wolnymi domkami 🙂