Ałtaj 2017 – Aktru

Wstaliśmy skoro świt, obmyliśmy się w lodowatej wodzie i już przed 8 ruszyliśmy do głównego obozu Aktru. Czas naglił głównie Aleksieja, ponieważ musiał tego dnia jeszcze wrócić do Górnoałtajska, oddalonego około 400 kilometrów.

Dwugodzinny marsz przebiegł bez większych problemów, a po drodze rozmawialiśmy o polityce Rosji i Polski. Na takie tematy niestety brakowało mi słownictwa, ale jakimś sposobem udawało mi w miarę sprawnie przekazywać swoje myśli. Aleksiej twierdził, że lepszym prezydentem byłoby Chodorkowski, a Putin swoim konserwatywnym podejściem do wielu spraw hamuje rozwój kraju.

Infrastruktura obozowa mnie zaskoczyła. Domki, namioty, kuchnia z możliwością zakupu posiłków, a nawet szczątkowy zasięg i internet na wysokości 2150 metrów. Zebrałem podstawowe informacje, zostawiłem duży bagaż i ruszyliśmy na jezioro Golubye, położone na wysokości niemal 3000 metrów.

Ałtaj 2017 – Mars i Kurajski step

Mój wewnętrzny leń nie wytrzymał naporu słońca na poły namiotu i musiałem dać za wygraną. Po wciągnięciu świeżego powietrza przez nozdrza od razu przybyło mi energii. Od kilkunastu godzin nie jadłem nic prócz orzeszków, które wczoraj podarował mi mój ostatni paputczik. Chleb się skończył a dzień ułożył się tak, że nie miałem gdzie dokupić jedzenia. Chwała Bogu za orzeszki!

Niespieszno ogarnąłem cały majdan, wykąpałem się w zimnej rzece i byłem gotów do dalszej drogi. Po raz kolejny ustawiłem się przy drodze i czekałem. Step na dobre zdominował krajobraz i nawet ciężko było wypatrzeć krzewy, które dawałyby choć złudne nadzieje cienia. Do przejechanie na ten dzień miałem zaplanowałem raptem 100 kilometrów, czyli formalność. Czekałem prawie 2 godziny ale jak już się doczekałem, to ruszyła lawina nieoczekiwanych zdarzeń.