Rano na taksówkę czekaliśmy 30 minut. Zresztą, taksówka była nietypowa. Po prostu samochód, bez żadnego szyldu ani niczego. Podjechał, zapakowaliśmy się w pośpiechu żeby zdążyć na marszrutkę do Arszanu i pojechaliśmy na dworzec autobusowy. Taka podwózka kosztowała nas 300 RU a my i tak nie zdążyliśmy na busa. Następny był o 11, czyli mieliśmy prawie 2 godziny czekania. Zrobiliśmy trochę zakupów w pobliskim markecie i w końcu wybiła godzina odjazdu. Kierowca okazał się być dość szalony. Wyprzedzanie na zakrętach traktował jak lekkie poranne śniadanie. Wyprzedzanie kolumn? Podejrzewam, że puls nie przyspieszał ani trochę. A to wszystko przy prędkości 100 km/h na krętej drodze. W końcu, po niecałych 2 godzinach jazdy zza wzgórz wyłonił się Bajkał. Było dość pochmurno i mgliście więc w zasadzie widzieliśmy tylko skrawek jeziora, ale to nie zmienia faktu, że pierwszy kontakt z perłą Syberii zaliczony. Przejechaliśmy przez Kułtuk, nieduże miasteczko rybackie i po odbiciu w dolinę tunkińską zrobiliśmy krótki postój. Dziewczyny z Tomaszem kupiły sławnego omula i jakieś szyszki. O ile te drugie smakowały jak ściółka leśna, tak omul był niczego sobie. Jeśli miałbym się czepiać, to mogę powiedzieć, że był trochę zbyt słony. W busiku poznałem bardzo sympatyczną 4 osobową ekipę z Irkucka. Jechali na 2 dni do Arszanu. Pogadaliśmy sobie miksując mój słaby rosyjski z ich słabym angielskim i na koniec wymieniliśmy sie numerami a oni nalegali, żebym dał znać jak będziemy z powrotem w Irkucku.
…